Tuesday 15 December 2015

Wesele inne od naszego.



    Która z nas nie marzy o bajkowym weselu? Która z kobiet nie chce w tym wyjątkowym dniu być księżniczką i wyjść za swojego wymarzonego księcia? Można powiedzieć, że hinduskie wesela są takimi bajkowymi i wymarzonymi, kobiety mają na sobie wspaniałe kreacje, panna młoda wygląda jak księżniczka, a pan młody wjeżdża na białym koniu. Za tą uroczystością stoi sztab ludzi i pieniądze rodziców...

   Ostatnio miałam okazję brać udział w dwóch uroczystościach, jedną z nich było przyjęcie dla rodziny Pana młodego, drugą było tradycyjne indyjskie wesele. Tutaj wesela odbywają się prawie codziennie, w dzień mojego drugiego wesela odbyło się prawie 1 200 innych wesel, mniejszych i większych. Ludzie nie szczędzą pieniędzy na tą jakże ważna uroczystość, wydawane są ogromne pieniądze, nasze "skromne" 50 tyś, za przyjęcie weselne to nic w porównaniu z tym jakie kwoty są wydawane tutaj. Wesele trwa zazwyczaj od 3 do 5, a nawet 7 dni. Zaczyna się od uroczystości zaręczyn, potem jest przyjęcie dla gości Pana młodego, wcześniej dla gości Panny młodej, następnie wszyscy spotykają się na jednej imprezie , aby dokonać uroczystego przekazania Panny młodej Panu młodemu.
       Wesela są tutaj najważniejszym wydarzeniem w rodzinie. Każde jest inne, jego inność zależy od regionu, kasty, i zamożności obu rodzin.  Zamożność hindusa można bardzo łatwo ocenić po sposobie w jaki się wysławia- im wyższa i bogatsza kasta tym lepiej wykształceni ludzie z lepszym językiem, po sposobie w jaki się porusza, jak się ubiera, jakie ma podejście do innych ludzi, jak się zachowuje wśród starszych, sposób w jaki je, jakim autem jeździ- chociaż samochód nie zawsze stanowi o dobrobycie, w jakiej dzielnicy mieszka i jak mieszka, jak ma w domu, ile ma służących do pomocy. Trzeba jednak pamiętać i o tym, że czasem ludzie z wysokich kast , mimo swojego wykształcenia i obycia ze światem są bardzo ortodoksyjni i religijni, nie tak otwarci jak ludzie z "niższej" sfery.
    Pierwszym moim przyjęciem, było przyjęcie dla rodziny i znajomych Pana młodego, jak dla mnie to przyjęcie nie różniło się wiele od normalnego wesela, z wyjątkiem braku Panny młodej. Owa uroczystość odbywała się w tak zwanym "farm house"- na dużym polu postawiony jest to dom weselny,( w którym nie ma toalet, bo są one na zewnątrz w oddzielnym budynku) w którym zazwyczaj jest bar z alkoholem i podawany jest obiad- ten obiad bardzo różni się od naszego, to opiszę później, oraz znajduje się tam miejsce do tańczenia. Te "farm house" są bardzo popularne i często wynajmowane przez bardziej zamożniejszych hindusów, czasem w takim miejscu odbywają się nawet dwa albo i cztery wesela, jednocześnie lub jedno po drugim. Ta takie uroczystości jest zapraszana najbliższa rodzina wraz z najbliższa rodziną, znajomi, przyjaciele, tak więc zdarza się , że na wesele przychodzi około 2tys osób, ale to już w skrajnych przypadkach. Co mnie mile zaskoczyło to wejście na pole, w którym było wesele. Kierowca wysadził nas przed drewnianym tunelem, ktory był udekorowany światełkami i kwiatami, po przejściu przez ten tunel , znaleźliśmy się na owym polu, gdzie odbywało się przyjęcie. Od razu na wejściu były poustawiane stoły z krzesłami, po lewej stronie stały stoły z jedzeniem i kucharzami, którzy to jedzenie serwowali i przygotowywali wszystko na moich oczach, na wprost wejścia ustawiona była scena, na której wcześniej były robione zdjęcia, po lewej stornie sceny ustawiona była fontanna, przed sceną ustawione były białe skórzane kanapy z czarnymi stolikami, na kanapach siedziała starszyzna. Wszystko na raz zrobiło na mnie duże wrażenie i w sumie nie odbiegało tak bardzo od wesel w Polsce, przecież my też mamy wesela na świeżym powietrzu,z tym że u nas nie ma "kuchni świata" i kelnerów chodzących między stolikami i serwujących przystawki, napoje, alkohol, podchodzących co chwila i pytających się czy coś jeszcze donieść. Tak jak już wspomniałam, po lewej stronie od wejścia ustawiony był rząd stołów z różnymi potrawami. Od kuchni europejskiej- lasagne, makarony róznego rodzaju, mięso, mini pizze, zupy, stoisko z chlebem- ciepłe bułeczki, małe rogaliki, bagietki, paluchy z ciasta francuskiego, ciasta- czekoladowe , krem brule, mini serniczki, po kuchnię typowo hinduską- różnego rodzaju dall, mięsa, kofty, chapati, roti, nan, ichnie gulasze, dania wegetariańskie i mięsne , czułam się jak na festiwalu jedzenia, naprawdę tyle tego było, że nie mogłam oderwać oczy, a jeszcze było osobne stoisko gdzie były wyrabiane chlebki i stoisko z kawą i herbatą. Oprócz tego jedzenia, byli jeszcze kelnerzy, którzy chodzi z małymi tacami, na których mieli drobne przekąski- duszony kurczak, kurczak w miodzie, kurczak w marynacie,pieczony, w cieście, warzywa w cieście francuski, mini kotleciki z soczewicy, z ciecierzycy, i wiele wiele innych. Przyznam, że czułam się nie zręcznie, kiedy co chwila podchodził do mnie jakiś kelner i oferował mi jedzenie, potem podchodził do nas kelner i proponował nam alkohol, ciekawym zjawiskiem było to, że kiedy tylko nasze szklanki zrobiły się puste kelner od razu przylatywał z nowymi szklankami, tak jakby nas obserwował z ukrycia ;p Byli jeszcze kelnerzy, którzy chodzili z tacami na których mieli butelko wody- ten pomysł podobał mi się najbardziej. Czy coś mnie jeszcze zadziwiło na tym przyjęciu? Może sposób ubioru niektórych osób, panie oczywiście były w sari lub w tak zwanych "suit" składających się z spodni- pajamas i tuniki do kolan, panowie raczej w garniturach albo zwykłych jeansach, koszulach i marynarkach. Niektóre osoby były bardzo wytwornie i elegancko ubrane, inne zwyczajnie, jakby przyszli do kumpla na piwo. Co do godziny rozpoczęcia, to na zaproszeniu było napisane, że zapraszają na 20, my jednak byliśmy tam grubo po 22... i w sumie to nic się nie stało, spóźnianie się jest dla hindusów naturalne. A dlaczego się spóźniają? A. korki, B. tłok na ulicach, C. korki, D. ludzie jeżdżą jak szaleni, E. korki....  Tak w skrócie wygląda jeden dzień z weselnego życia gościa.










      Drugie przyjęcie było prawdziwym weselem, na którym były zaślubiny młodej pary. To przyjęcie również odbywało się na farmie, tyle że większej od poprzedniej. Były stoiska z jedzeniem- tu tylko wegetariańskie, stoiska z napojami- bezalkoholowe drinki, kolorowe smoothie, kawa, herbata, sałatki, i wiele innych. Wchodząc na farmę przechodziło się przez "tunel"- było to przejście z marmurowych bloków z kolumnami, w którym były pozapalane świeczki, dekoracje z serca i duże zdjęcie młodej pary. Po wyjściu z tego "tunelu" po prawej stronie było stoisko z napojami, na wprost "dom weselny"- w którym znajdowały się stoły i tam odbywał się "prawdziwy obiad", po lewej stronie tego budynku była scena z muzyką na żywo, zaraz obok była druga scena, na której rozstawione były kanapy i siedział Pan młody wraz ze swoją świtą- nim tam usiadł miał jakieś 15 minutowe wejście, podczas którego robione były zdjęcia ze wszystkich możliwych stron. Na wprost tej sceny były białe skórzane kanapy, nieco dalej stoisko z napojami, a pod wielkim dachem znajdowały się stoiska z przekąskami, dodatkowo kelnerzy z innymi przekąskami, wodą w butelkach, napojami. Znowu dużo , głośno, kolorowo- tutaj panie już poszalały mi miały na sobie bardzo bogato zdobione stroje, panowie w garniakach lub tradycyjnych hinduskich weselnych strojach, nawet małe dzieci były ubrane w tradycyjne stroje.
Zaraz po przybyciu na miejsce, rodzice zaczęli się witać ze swoimi znajomymi i składać życzenia z okazji wesela. Hindusi tak jak i my witają się uściskiem- jeśli jest to bliskie grono przyjaciół, młodzi hindusi kiedy witają się ze starszymi składają ręce jak do modlitwy i mówią "namaste" , jeśli chce się okazać głęboki szacunek starszej osobie to sięgamy do jej stóp prawą ręką i potem dotykamy swojej klatki piersiowej od strony serca , a osoba starsza dotyka naszej głowy i nas błogosławi. Po wymianie uprzejmości nadszedł czas na rundkę po stanowiskach z jedzeniem. Tutaj były potrawy tylko wegetariańskie. Spróbowałam prawie wszystkiego co było wystawione na podwórzu, co chwila tato Izziego przychodził do nas z nowymi potrawami i dawał nam do spróbowania. Ciężko mi jest to opisać dlatego pokażę wam zdjęcia tego co miałam okazję skosztować.



Rożek z ziemniakami w środku, ponownie kulka twarogu, krążek cebulowy, biały sos z kokosa, pikantny sos z mango i niezidentyfikowany sos w miseczce.


Tradycyjne słodycze, biała kula to twaróg w syropie cukrowym, ten brązowy obwarzanek, to coś na wzór hiszpańskich churros, a ten cienki placuszek to szczerze powiedziawszy nie wiem co to było, wiem na pewno ,że było w głębokim oleju smażone i polane obficie syropem cukrowym.


 

Mój obiad, chapati, dwa rodzaje kofty, sałatka z makaronem, kostki twarogu na słono, twaróg na ostro, słodka sałatka z ananasem i arbuzem.
Koło 22 swoje wielkie wejście miał Pan młody. Ubrany tradycyjnie szedł ze swoim orszakiem od głównego wejścia aż do sceny, na której potem czekał na Pannę młodą. Niekiedy Pan młody przyjeżdża na białym koniu, albo w karocy przed którą idzie mała orkiestra.
   Po przybyciu młodego, udaliśmy się na obiad. Ten weselny obiad, bardzo różni się od naszych polskich. W "domu weselnym" ustawione były stoły na których stały podgrzewacze a w nich gotowe potrawy, oczywiście wegetariańskie, było też stanowisko z świeżo wyrabianymi chapati , stoisko ze słodyczami, stoisko z woda i z chłopakiem, który przygotowywał gorące mleko, z kardamonem i pistacjami.

Po obiedzie koło 11: 30 przybyła Panna młoda, a raczej wjechała na wielkim siedzisku. Dotarcie od wejścia do sceny, na której znajdował się jej przyszły małżonek, zajęło młodej około 15 minut. Następnie odbyło się oficjalne przekazanie Młodej Młodemu i uroczyste "Tak".  Po zaprzysiężeniu, impreza trwała dalej aż do około 4 nad ranem.

Przepraszam za jakość zdjęć i brak podpisu pod potrawami, ale nie pamiętam co jadłam:) Mam nadzieję, że ten post choć trochę wam przybliży kulturę hinduską.


Zdjęcie młodych.

Pan młody czekający na swoją wybrankę

Panna młoda w tradycyjnym stroju.

Czekając na młodych, usiądźmy i zjedzmy :)
   


Panna młoda w tradycyjnym stroju weselnym.
 
 
  

Stoisko z napojami
 
Zapraszamy na obiad
              
Stoisko ze słodyczami

  


Gorące mleko z przyprawami

Rodzina Panny młodej w weselnych strojach.
Mama Ishdeep'a w tradycyjnym sari. Sari składa się z spódnicy i biustonosza i kilku metrowej tkaniny.  Najpierw na spódnicę zakłada się materiał, który tak naprawdę stworzy nam cały strój, robi się z niego zakładki,  potem przepasa się go wokół tali, przez ramię, a resztę tkaniny puszcza swobodnie, tworząc ładną dekorację.   
Stoły ustawione na powietrzu, gdzie można było zjeść małe co nie co przed obiadem.
Małe ziemniaczane kulki, które zamieniały się w mini placuszki.







Wednesday 2 December 2015

Jedzenie.

      Skoro jest to blog kulinarny, to powinny się tu znaleźć zdjęcia jedzenia , które miałam okazję kosztować przez ostatnie trzy tygodnie mojego pobytu w Indiach.

Na początek, kilka refleksji na temat tutejszej kuchni.

1. Dużo, dużo i więcej.

Hindusi kochają jeść! Oni wręcz żyją dla jedzenia, w sumie nie ma co się dziwić, kto nie lubi usiąść i zjeść dobrego posiłku? Każdy lubi, a jeszcze lepiej jak ma się dobre towarzystwo i masę dobrego jedzenia. Hindusi bardzo lubią wszelkiego rodzaju imprezy czy spotkania na których można zjeść coś dobrego. Na początku są przystawki, najczęściej chutney i krążki cebuli, chipsy, pieczone pieczarki, potem jest czas na danie główne. Sosy mięsne lub bez mięsne i chlebki pszenne. Jedzenie w domu różni się od tego zamawianego i tego w restauracji. W domu oczywiście przyrządzimy to co chcemy i jak chcemy, mamy nad tym kontrolę, jak zamawiamy dania hinduskie na wynos to często może się zdarzyć, że owo danie będzie zbyt tłuste albo zbyt pikantne, jak zamawiamy w restauracji, mamy ten komfort, że jak nam coś nie pasuje to zawsze możemy zawołać kierownika i się poskarżyć.
     Zauważyłam, że rodziny z dziećmi zamawiają kilka dań, od których ugina się stół i każdy ma okazję do skosztowania wszystkiego. Rodzice siedzą rozmawiają jedzą, dzieci biegają po restauracji , matki próbują nakarmić te biegające dzieci. Wszystkiego jest dużo i starczy dla każdego.
    Młodzi Hindusi robią podobnie, zamawiają kilka dań, każdy ma swój talerz i może nałożyć sobie to na co ma ochotę, czasem jedzą z jednego talerza. Są głośni, śmieją się i nie przejmują się niczym, podobnie jak Hiszpanie albo Włosi. Nie myślcie sobie , że oni zawsze tak z "jednego gara", nie nie, zależy to od miejsca, w którym się znajdują i od dań jakie zamawiają. Są miejsca, gdzie zamawia się dal- rodzaj sosu z soczewicy , który jest podawany w stalowej misce, z której każdy może sobie nałożyć odpowiednią ilość na swój talerz i używając chapati, je się ten pyszny sos, chapati- rodzaj ichniego chleba z mieszanki różnych mąk, który smaży się na specjalnej patelni, podobny do naszych polskich naleśników, tylko że bez mleka.  To prawda, że wiele dań kuchni hinduskiej je się rękoma, a w sumie to jedną, prawą ręką, muszę przyznać, że ten sposób bardzo mi się podoba :) Poniżej zamieszczam zdjęcia, na których zobaczycie mój pierwszy indyjski obiad w restauracji.

                  Na początku dostaliśmy chutney z mięty i kolendry , oraz krążki cebuli, jest to popularna przystawka.  Zamówiliśmy również piwo, przed nalaniem do szklanki kelner zapytał się nas czy jest ono wystarczająco schłodzone i czy może je nam podać, podobało  mi się to, że ktoś pyta mnie o stopień schłodzenia piwa, które chcę wypić :) Hindusi są bardzo otwarci i gościnni i zauważam to za każdym razem. Czasem jednak tak ich troska o dobro klienta mnie zawstydza i lekko peszy. Rozumiem taka praca, a ty konsumencie się ciesz, że jesteś tak dobrze traktowany. W koszyku są trzy rodzaje chlebka, roti, cienki rodzaj chlebka, prawie jak francuski naleśnik, chapati jest równie cienkie co roti, z tą różnicą, że do tego ciasta nie dodaje się oliwy. Nan jest najgrubszym chlebkiem i jest wypiekany w specjalnym piecu. Co mnie jeszcze zaskoczyło to sposób podania, a raczej to, że pierwszą porcję sosu na mój talerz nałożył mi kelner! Tak, trochę to dziwne było. W każdym razie jedzenie było pyszne, sosy nie były za ciężkie i były dobrze doprawione, nie wypaliło nam pół twarzy po pierwszym kęsie:) To czego nie daliśmy rady zjeść zostało nam zapakowane i zabraliśmy ze sobą do domu. Miejsce, w którym byliśmy jest typowym dla kuchni indyjskiej, ceny są lekko zawyżone , jednak porcje dań to rekompensują. 
  

2. Jest tu wszystko. 
W Indiach znajdziecie restauracje, bary, knajpy, które można znaleźć w europejskich miastach i w USA. Hindusi mają wszystko i chcą więcej. Rynek gastronomiczny jest naprawdę duży i ciągle nienasycony. Masz ochotę na burgera? Nie ma problemu, my mamy wersję wege i zwykłą z normalnym mięchem. Porcje posiłków są duże ale nie olbrzymie, są może lekko za duże jak dla jednej osoby, natomiast idealne do podziału dla dwóch. Jedzenie w zależności do miejsca i tego co serwują się przyrządzane na wiele sposobów. Już dwa razy miałam okazję jeść burgera, w dwóch różnych miejscach i w pierwszym z nich bułka ociekała olejem, a w drugim była idealnie podpieczona.  Na załączonym zdjęciu jest burger z pierwszej restauracji, a której byłam zaraz po przylocie. Bułka była zbyt tłusta, nie byłam w stanie jej zjeść całej, w środku zamiast mięsa miałam kawałek sera twarogowego obtoczonego w panierce i usmażonego na oleju, panierki nie zjadłam, zjadłam natomiast ser, frytki dobre chrupkie , jednak znowu za dużo oleju, dobrze że w burgerze były jakieś warzywa i , że Izzy zamówił krewetki, które mogłam zjeść.
  
Wspominałam już w poprzednim poście, że znajdziecie tu każdy rodzaj kuchni i każdą potrawę. W sumie to podoba mi się ta różnorodność, pokazuje ona , że miejscowi nie boją się eksperymentować i lubią poznawać nowe dania.
Wegetariański burger z twarogiem w panierce, warzywami i frytkami.

Danie  Ishdeep'a , pure ziemniaczane, pierś z kurczaka, smażone krewetki, warzywa i pyszny sos miodowy z JD. 




   


3. Trzeba uważać na to co się je.
To jest bardzo oczywiste i każdy podróżujący musi mieć na uwadze przede wszystkim swoje dobro i dobro swojego żołądka. Nie próbowałam jeszcze kuchni z ulicy, nie dlatego, ze nie chcę ale dlatego, że obawiam się o swój żołądek. Raczej nie wskazane jest w pierwszych tygodniach swojego pobytu od razu rzucać się na każdy stragan i próbować wszystkiego. Ja miałam tą przykrość, że po jedzenia u znajomych, które było zamawiane dostałam w nocy dreszczy, było mi strasznie zimno, i niestety skończyło się na bieganiu do toalety. Dwa dni później cała sytuacja się powtórzyła i musiałam dostać lekarstwa przeciwbiegunkowe. Przykra sprawa , ale takie rzeczy się zdarzają. Teraz będę bardziej uważać na to co jem i gdzie jem.

4. Ceny nie zawsze są adekwatne do zamawianego jedzenia.
Ja mam to szczęście , że nie porusza się sama po mieście i sama nie chodzę jeść do restauracji. Gdyby tak było to znając moje szczęście chodziłabym do tych najdroższych i dałabym się naciągać. Nie umiem jeszcze szybko przeliczać cen dań na złotówki, jednak z tego co się orientuje to w niektórych miejscach ceny są lekko zawyżone, nie mówię tu o jakichś eleganckich restauracjach w nie wiadomo jak bardzo ekskluzywnej dzielnicy, mówię o restauracjach, które znajdują się w centrach handlowych.

Jedzenie można znaleźć wszędzie, na ulicy, w kinie, w centrum handlowym, w świątyni. Jedzą wszyscy i wszystko :)

Na koniec kilka zdjęć.
















Translate